Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z książek, leżących jej pod ręką, naiwność dziewicza, jak gdyby takie długie i nieświadome oczekiwanie miłości nie połączyło się w jej umyśle z oddaniem całkowi tem swej istoty, z zupełnem unicestwieniem tej istoty na rzecz ukochanego mężczyzny. Bezwarunkowo... oddała się z uczucia wdzięczności, z podniety uwielbienia, jakie czuła dla mistrza, równocześnie z czułości. Była szczęśliwa, darząc szczęściem Pascala i radując się niesłychanie z tego, że w jego objęciach staje się dzieckiem umiem, jego własnością i rzeczą, ale rzeczą przez niego ubóstwianą, skarbem, obcałowywanym przez niego w napadzie zachwytu na klęczkach. Z dawnego zamiłowania do pobożności zachowała jeszcze iście religijne zdanie się na wolę pana i mistrza, istniejącego oddawna i wszechpotężnego, potrzeba szukania w nim pociechy, tudzież siły... A więc poza wrażeniem doznanem, Klotylda zachowała jeszcze święty dreszcz istoty wierzącej, boć wierzącą pozostała i teraz. Przedewszystkiem atoli ta kobieta, tak rozkochana, tak szczerze namiętna, tworzyła nie często napotykany okaz istoty zdrowej, wesołej, jedzącej sporo i dobrze, a wnoszącej do pożycia wspólnego dużą dozę owej odwagi życiowej, którą odznaczał się jej dziadek, stary żołnierz. Wypełniała ona cały dom swemi ruchami gibkiemi, świeżością młodego ciała, wdziękiem wysmukłej kibici, okrągłością szyi białej, mlecznobiałej, urokiem wogóle swej postaci, bosko pięknej i niby rosa świeżej.
Pascal również wypiękniał, dzięki swej miłości. Piękność jego była spokojną, była taką, jaką posiada człowiek, pełen sił, pomimo włosów srebrnych, brody białej.