Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A więc to dlatego, że rzekomo walczę z tobą, wypędzasz mię od siebie?.. co? Posłuchaj!.. nie jestem twoim wrogiem... przeciwnie jestem twoją służebnicą, twojem dziełem, twoją rzeczą i własnością... Czy słyszysz?.. jestem z tobą i dla ciebie, tak, wyłącznie dla ciebie jednego.
Pascal promieniał teraz cały, ognie radości olbrzymiej zapalały się gdzieś, w głębi jego oczów.
— Och, włożę je na siebie... te koronki!.. tak!.. Posłużą mi one na moją noc weselną, ponieważ chcę być piękną, ale dla ciebie... Czyż ty mnie jeszcze nie rozumiesz? Ty jesteś moim mistrzem i moim panem! Ja tylko ciebie jednego kocham!..
Szalonym, niemal wściekłym ruchem ręki Pascal usiłował zamknąć jej usta. Lecz Klotylda nie chciała zamilknąć i krzykiem dopowiedziała resztę:
— I ciebie, tylko ciebie jednego pragnę!
— Nie!.. nie... zamilcz... do utraty zmysłów mię doprowadzasz!.. Jesteś już narzeczoną innego... przyrzeczenie potwierdziłaś słowem... na szczęście to całe marzenie szalone jest już niemożliwe!..
— Co? Tamten? Porównywałam go z tobą i ciebie wolałam, tak, ciebie wybrałam Oddaliłam go.. na zawsze... nie powróci już nigdy więcej... Pozostaliśmy tylko dwoje, a ty jesteś właśnie tym, którego kocham... Zresztą i ty mię kochasz, wiem o tem doskonale, tobie więc chcę się oddać niepodzielnie...
Pascalem wstrząsał dreszcz, na poły rozkoszny, na poły straszny, ale już nie mocował się z samym sobą, gdyż porywała go niepodzielnie żądza ujęcia owej dziew-