Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

leżał rozłożony ów stanik z starodawnych koronek aleçońskich.
— Nie!.. nie odgadłbyś nigdy, jak się to wszystko stało!.. Czy wierzysz, że na razie nawet nie spostrzegłam tego pudełka? Zrobiłam, jak zwykle, swoje porządki wieczorne, rozebrałam się i dopiero, gdy podeszłam do łóżka, chcąc się położyć... wówczas widzę... aż tutaj leży twój dar wspaniały.. Ach! co się wówczas ze mną działo!.. nie wiem doprawdy!.. zdawało mi się, że wszystka krew zbiegła do serca, a w oczach zrobiło mi się ciemno!. Wówczas pojęłam aż zanadto jasno, że nie zdołałabym czekać do jutra, włożyłam tedy z powrotem spódniczkę i pobiegłam do ciebie...
W tej dopiero chwili spostrzegł, że stoi ona przed nim na wpół naga, jak owej nocy, gdy ją przyłapał na gorącym uczynku kradzieży akt. I podziwiać ją zaczął, niby boginię, z jej ciałem dziewiczem tak wysmukłem i tak białem: stopki miała drobne, łydkę długą i jakby utoczoną, ramiona zaokrąglone i giętkie, tors wypukły z piersią drobną, tudzież kulistą.
Wzięła go za ręce i ściskała je w swoich rączkach, gładziła i obejmowała pieszczotami.
— Jakiś ty dobry!... ach! jak gorąco ci dziękuję! To taka prześliczna rzecz, taki dar arcycudowny, i to dla mnie, dla mnie, dla takiego nicpotem!.. I ty pamiętałeś!.. Pamiętałeś, iż kiedyś tam wspólnie z tobą podziwiałam ów niebywały zabytek sztuki; pamiętasz zapewne, jak mówiłam, iż tylko cudowny posąg Najświętszej Panny u Świętego Saturnina zasługuje, by włożyć to na jego ramiona... Ach!... raduję się szalenie!... och! tak, jestem