Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

spalić wszystkie błędy przeszłości, tak, spalić wszystkie twoje książki, dokumenta, rękopisy... Uczyń to poświęcenie, mistrzu, błagam cię na kolanach. A zobaczysz, co za życie prześliczne będziemy odtąd prowadzili we dwoje.
Ostatecznie Pascal uniósł się gniewem.
— Nie! tego już za dużo, milcz!
— Mistrzu, jeżeli rozumiesz mię choć trochę, uczynisz, o co cię proszę... Zapewniam, iż jestem strasznie nieszczęśliwą, nawet kochając cię tak, jak ja cię kochani. Czegoś niedostaje naszej miłości. Do tej chwili była ona ziemską i bezużyteczną; czuję zaś popęd nieprzeparty do wypełnienia jej pierwiastkami boskiemi i wiecznemi... Brakuje między nami jedynie Pana Boga? Uklęknij i módl się ze mną!
Doktór ruchem gwałtownym wyrwał się z jej rąk, silnie już rozgniewany.
— Milcz, bo gadasz od rzeczy. Pozostawiłem ci wszelką swobodę, pozostaw ją i mnie także.
— Mistrzu, mistrzu, przecież ja pragnę tylko naszego szczęścia! Uniosę cię daleko, bardzo daleko. Pójdziemy na pustynię, gdzie będziemy żyli razem z Panem Bogiem!
— Milcz... Nie, nigdy!
Przez chwilę więc patrzyli sobie, twarz w twarz, milczący i nawzajem sobie grożący. Dokoła nich Soulejada oddychała ciszą nocną i rozlewała cienie lekkie oliwek, oraz czarnych sosien i jaworów, wśród których źródełko śpiewało głosem zasmuconym; a nad ich głowami niebo rozległe, gwiazdami nasiane, zda się, pobla-