Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i ta sama siła, dusza świata, gnieżdżąca się w głębi wszystkich rzeczy, oraz istot wszystkich, i krystalizująca się ostatecznie w jednym, powszechnym, piędziesięciowiekowym pocałunku. I zawsze powtarzała, że to właśnie wszystko może jej wytłomaczyć.
Nigdy zresztą do tej pory Pascal nie widział jej tak zasmuconej i wzburzonej. Od tygodnia już, kiedy się zaczęły owe misye kapucyna w katedrze, zaledwie zdołała pohamować się z niecierpliwości, oczekując owego wieczornego kazania, szła zaś tam ze skupieniem, pełnem uniesienia, dziewczyny, udającej się właśnie na pierwszą schadzkę.
Potem zaś, nazajutrz mnóstwo objawów świadczyło, że nie przywiązuje żadnej wagi do życia zewnętrznego, do zwykłego trybu swych zajęć, zupełnie tak, jak gdyby świat widzialny i wszystkie szczegóły życia codziennego, były głupstwem i ułudą. To też kolejno zaniedbywała zatrudnienia dawniejsze, całemi godzinami hołdując jakiemuś rodzajowi nieprzezwyciężonego lenistwa; ręce opuszczała na kolana; oczy bezmyślnie tkwiły gdzieś w próżni, lub w dali; co najwyżej malowało się w nich jakieś marzenie, jakieś fantazyowanie nieuchwytnie. Ona poprzednio tak czynna i zrywająca się tak rano, wstawała późno i ukazywała się dopiero przy drugiem śniadaniu; a przecież bezwątpienia nie przy gotowalni spędzała owe godziny długie, ponieważ zaniedbała się nawet pod względem zwykłej zalotności kobiecej; czesała się nader niestarannie, ubierała bez ładu, nie zapinając sukni lub zapinając ją krzywo; bądźcobądź przecież zachowała jeszcze dużo czaru, dzięki promieniejącej młodości. Ustały już