Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

spojrzała mu prosto w oczy. Jakaś czułość niewymowna, oraz smutek niezmierny odzwierciedliły się na tej zwiędłej twarzy kobiety, która nigdy za mąż nie wyszedłszy, poświęciła się wyłącznie obowiązkom służby. Łzy zaświeciły jej w oczach, uciekła więc, bełkocząc:
— Ach! pan nas nie kocha!
Pascal tedy stanął rozbrojony, a smutek coraz większy ogarniał go z chwilą każdą. Wyrzucał sobie zbytnią pobłażliwość, i to właśnie go martwiło. Żałował, że danego czasu nie pokierował sam wyłącznie, oraz stanowczo wychowaniem i wykształceniem Klotyldy. Wierząc zdaniu, że drzewa wyrastają prosto, jeżeli się ich nie krępuje, pozwolił dziewczynie dojrzewać samodzielnie, nauczywszy ją poprzednio tylko czytać i pisać. I działo się to bez planu z góry obmyślanego, działo jedynie skutkiem przyzwyczajenia, zrodzonego ich wspólnem pożyciem, że zwolna, stopniowo zaczęła czytać wszystko, zwłaszcza zaś namiętnie zajęła się naukami przyrodniczemi, pomagając przy przeprowadzeniu doświadczeń, poprawianiu korekt, kopiowaniu, tudzież porządkowaniu rękopisów. Ach! jakże żałował dzisiaj gorzko swej obojętności! Co za silny kierunek mógłby był nadać owemu trzeźwemu umysłowi, tak chciwemu wiedzy, zamiast pozwolić mu się skrzywić, oraz zwikłać w tym chaosie pojęć mrocznych, oraz tajemniczych, gdzie ją pchały chętnie babka Felicyta i Martyna poczciwa! Podczas gdy on sam pozostawał zawsze przy faktach i starał się nigdy nie przekraczać granicy, wytkniętej przez zjawiska dotykalne, co mu się udawało dzięki metodzie ścisłej, — Klotylda wiecznie garnęła się do świata niepoznawalnego, do