Strona:PL Zofia Rogoszówna - Dzieci pana majstra.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jeden duży i dwa małe,
i zalałem troszkę pałę.
Widzisz, żonciu, to nie dziwy,
gdy kto taki nieszczęśliwy!

Tu pan majster w głos zaszlocha,
toć on dziatki z serca kocha!

— Cyt, cyt, Tydziu... drogi, miły,
Bóg wysłuchał prośby matki,
dzieci nasze powróciły,
troszkę tam zniszczyły szatki,
różne przejścia miały, tatku,
bo zbłądziły naostatku.

Wielki z tego był ambaras,
tylko... stygnie nam wieczerza;
chodź, opowiem wszystko zaraz...
Ciągnie majstra do alkierza.

Ale majster szczęśliw wielce
ręce składa: — A, wisielce!
Moje małe, drogie smyki!
Jutro, tego, dam im wnyki;