Strona:PL Zofia Rogoszówna - Dzieci pana majstra.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Butka wlepia w nie oczęta,
z rozdziawioną patrzy buźką —
aż zakrzyknie: — Te plosięta,
to siom nase dzieci, wlózko!

O, tu Cwaltek jest bęcwałek,
a tu Śloda jest milutka,
a tu duzy Poniedziałek!
Wsystkich, wsystkich ma Sobótka!

I przed wróżką przerażoną
już w ramionka świnki chwyta,
a prosiątek śmieszne grono
z kwikiem, piskiem Butkę wita.

Taka radość niepojęta
rozjaśniła malców twarze,
że już żadne nie pamięta
o przewinie i o karze.

A maleńka im szczebiota,
jak to była w ślicznej sali,
jak tam wszystko jest ze złota,
jak pierogów Butce dali...