Strona:PL Zieliński Religja a sztuka.pdf/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A tymczasem dylemat jest oczywisty: o ile jego powodzenie wydałoby chlubne świadectwo poziomowi kulturalnemu naszego społeczeństwa, o tyle jego niepowodzenie będzie świadczyło o czemś przeciwnem, udowodniając, że to społeczeństwo nie skąpi grosza, kiedy chodzi o zagraniczną kabaretową divę, ale bardzo żywo odczuwa »kryzys ekonomiczny«, jeżeli ma się zainteresować wysoce kulturalnem i jednocześnie patrjotycznem przedsięwzięciem.
No, proszę mi wybaczyć ten jęk... Rzeźbiarstwo postępowe, żeby je tak nazwać, naturalnie nie zadowoliło się tym wyłomem, o którym była mowa przed chwilą: jeden sukces organicznie prowadził do drugiego. Ale pomimo to pozostawało w tyle za rzeźbiarstwem świeckiem, co zresztą wcale nas nie dziwi, gdyż tradycja, nawet w zasadzie przezwyciężona, zachowuje jednak w sztuce religijnej swój urok, sprzeciwiając się nadmiernemu uwzględnianiu wymagań realizmu. I to możemy sprawdzić nawet na utworach pierwszej epoki rozkwitu rzeźbiarstwa greckiego, na rzeźbiarstwie w. V, uświetnionem imionami Fidjasza, Polikleta i Mirona. Pierwsi dwaj — to rzeźbiarze przeważnie religijni, twórcy ideałów surowej piękności, Zeusa, Hery, Ateny (a więc, dodając nawiasem, tej trójcy, dla której możemy się powołać na atlas prof. Cybulskiego). Nie możemy o nich sądzić zupełnie dokładnie, gdyż zachowały się tylko bardzo niedoskonałe kopje; ale wiemy, że były to wcielenia uroczystego, nadziemskiego spokoju. Jeżeli zaś czyim ideałem jest życie, jest ruch, to o ile dalej od tych twórców zaszedł ów Miron, który był przecie ich współczesnym, ze swym nieśmiertelnym »miotaczem dysku«.

VI.

Ale ruch ten nie jest przecie wymaganiem religji; z jej zaś punktu widzenia bogowie Fidjasza i Polikleta byli doskonali — do nich rzeczywiście można było się modlić. Zapewne; ale komu? Przypuśćmy, że jakiś szczęśliwy los zachował nam ich w oryginale; czybyśmy mogli ich odrazu zrozumieć? Nie; należałoby odtworzyć także i publiczność, dla której rzeźbiarz ich stworzył. A tą publicznością była gmina, nie jednostka. Bogowie ci patrzyli wprost przed siebie, patrzyli na gminę, na wszystkich — a więc na nikogo; o takiej Herze i Atenie sierotka Goethego nie mogłaby powiedzieć: »Posągi marmurowe stoją i patrzą na mnie: dziecię biedne, co oni z tobą zrobili?« Nie, one są dla gminy, jak gmina dla nich; a po-