Strona:PL Zieliński Religja a sztuka.pdf/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zastrzegam się jednak: to wygląda tak, jakgdybyśmy mieli świadectwa tej walki i warunków ostatecznego pokoju. Tak jednak, niestety, nie jest: domyślamy się jednego i drugiego na podstawie istotnego stanu rzeczy w epokach historycznych. Nasze wnioski, pomimo to, są dość pewne, a w każdym razie — przekonywające.

V.

Nas tu interesuje naturalnie tylko punkt drugi przypuszczalnego przymierza, gdyż tylko on umożliwiał dalszy postęp sztuki religijnej i również przez ten faktyczny postęp jest zaświadczony.
Pierwszym wyłomem w prawie frontalności musiała być potrzeba różniczkowania poszczególnych bóstw. Same bowiem postaci go nie dawały: śród męskich można było przynajmniej odróżnić starsze, brodate (a więc Zeusa czy Posydona) od młodzieńczych, takiego Apollina lub Aresa; żeńskie nawet tę możliwość wyłączały, gdyż wszystkie boginie były młode, zarówno Hera jak Afrodyta. Ale jak można było odróżnić Zeusa od Posydona, jak można było scharakteryzować Apollina? — Na to narazie środek był tylko jeden: przez ich atrybuty. Po berle poznawano Zeusa, po trójzębie — Posydona, po łuku czy cytarze — Apollina; i tak dalej. Ale rzeczą było jasną, że tych atrybutów nie można było dać do rąk odpowiednim bóstwom, nie łamiąc prawa frontalności; a więc tu je z konieczności przedewszystkiem i najwcześniej złamano.
...Czytelnik widzi, jak ciekawy jest nietylko z punktu widzenia artystycznego, ale i z ogólno-kulturalnego ten rozwój greckiej sztuki religijnej; obyśmy mogli go wyśledzić na odpowiednich ilustracjach — i przytem (to już dozwolone wymaganie naszej dumy narodowej) — na ilustracjach własnego, polskiego pochodzenia! Takie dzieło rzeczywiście, częściowo, posiadamy: jest niem atlas in folio prof. St. Cybulskiego p. t. »Bogowie i ludzie w sztuce greckiej i rzymskiej«, nakładem Salonu malarzy polskich w Krakowie. Ale, niestety, tylko częściowo: ukazały się pierwsze cztery zeszyty, poświęcone Zeusowi, Herze, Atenie i Apollinowi, a potem rzecz stanęła, i niewiadomo, kiedy i czy wogóle wyjdzie dalszy ciąg. Ani wysoki artystyczny poziom ilustracyj, tak troskliwie wybranych i sporządzonych przez prof. Cybulskiego, ani sumienny a jednocześnie zwięzły i przejrzysty »objaśniający tekst« jego młodego współpracownika, prof. K. Michałowskiego, nie mogły zjednać temu dziełu sympatji czynnej szerszego ogółu naszej publiczności.