Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom II.pdf/335

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Starosta (do Zyda)

Żydzie, staw miodu, kiedy zbrakło wina!

(Żyd, ze służbą myśliwską, wynosi z alkierza dzbany z miodem a nalawszy puhary, stawia je na stole)
Starosta (do myśliwych)

Dziś nam się gruba wymknęła zwierzyna,
Dwóch, jakich dawnom nie widział niedźwiedzi;
Ujść nam — nie ujdą, gdy bakałarz śledzi,[1]
Jutro w trop, psiarnię puścim ze świtaniem,
To ich na oszczep lub w sieci dostaniem.

Wszebór.

Czas bo fatalny mieliśmy dziś w kniei.

Starosta.

Co to fatalny? — ja takiej zawiei
W życiu nie pomnę — toż jodły i buki
Wicher druzgotał, z korzeniem rwał, psował,
A przytem — co za wycie! jakie huki!
To czart z swą zgrają po puszczach harcował.
Dziękujmy Bogu, że nam się udało
Otrąbić w kniei i zebrać tu cało.

Sasin.

Co przeszło — to się w rychle zapomina.
Gdy dach nad głową i ogień wesoły,
I kiedy Wasza Miłość, przyjacioły...

(podnoszą puhar i kosztując)

Spotykasz takim miodem...

  1. Bakałarzem nazywał się myśliwiec, który długiem ćwiczeniem w tej się sztuce wydoskonalił; patrz: Maciejowskiego: Polska i Ruś aż do połowy XVIII-go wieku. T. II, str. 370 i następne.