Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom II.pdf/304

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Łatwo dadzą sprowadzić się daléj,
Przez omylne znaki — na bezdroża,
W coraz dziksze tych pustyń przestworza.
Dnia piątego, tonąc w piaskach wrzących,
Śród oddechów powietrza duszących,
Gdy wielbłądów część padnie... a ludzie
Na pół żywi i złamani w trudzie,
Gdy pragnienie wzrośnie do szaleństwa,
A znój weźmie resztę sił i męstwa:
Wypadniemy z zasadzki — i strzały
Puścim gęste — a w zębach kindżały...
Zawre walka — i przy nas wygrana;
A w zdobyczy — będzie karawana.
Potem podział: — ty, jak wódz oddziału,
Część najlepszą otrzymasz z podziału.

8.

Teraz — zdjąć chciałbym zasłonę z twych oczu,
I jak w sennego marzenia przezroczu,
Przesunąć obraz — dotąd jeszcze mglisty,
Lecz który może wziąć byt rzeczywisty.

Kiedy na bujnej stepowej równinie,
Stanie twój auł... i sto jurt rozwinie,
A na około, jak zasięgniesz okiem,
Cieszyć się będziesz własnych stad widokiem,
Bydła i owiec, wielbłądów i koni,
Gdy rozproszone śród rozkwitłych błoni
Brodzą — w traw żyznych falistej powodzi,
Tymczasem słońce pod poziom zachodzi: