Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom II.pdf/277

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się ku żądaniu samej tylko cnoty. Posiadanie wszystkiego, osadza w duszy jego spokojność i nakłania do wspaniałomyślności i szczodroty, do rozprzestrzenienia własnego szczęścia na to wszystko, co go otacza, słowem: do powszechnego dobra. Lecz tu już granica słodyczy; za nią zaczyna się gorycz straszna, zabijająca, zatruwająca swym jadem najdroższe chwile jego życia. Ledwo przystąpisz do dzieła powszechnego dobra, natychmiast spostrzeżesz, że ci sami, których z takim zapałem prawdziwe szczęście ustalić pragnąłeś, nie umieją i nie chcą wznieść się do wysokości twych myśli i nie pojmują twojego serca. Z wysokości tronu, odkrywasz u nóg swoich otwarte piekło upodlenia, gdzie dniem i nocą płoną poziome namiętności, pochłaniając z niesłychaną łatwością wszystkie twoje dobre uczynki i najlepsze chęci; i chwalebne zamiary twoje w oka mgnieniu, przepalają się w podły węgiel osobistej korzyści silniejszego i przebieglejszego. A tak, po długiem i męczącem pasowaniu się z usiłowaniem ludzi, przeciwiących się ugruntowaniu własnego ich szczęścia, uczujesz w końcu zmęczenie i przepełnienie przykrości, zaczniesz pogardzać ludźmi i odtąd stajesz się nieszczęśliwym. Ja sam szybko przekonałem się, że ci, których do ufności swojej przypuściłem, starali się tylko zrobić mnie narzędziem swej chciwości, lub środkiem do zgubienia nieprzyjaciół swoich, i odtąd to, męczarnie niedowiarstwa szarpały moją duszę. To przejęło mnie wstrętem i wyzuło