Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom II.pdf/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

za swoim wodzem. Imię moje rozpościera przestrach i wzbudza zadziwienie po wszystkich ułusach. Ludzie zowią mnie wielkim, nikt bowiem nie wyplenił ich więcej nade mnie. Kąpałem się we krwi i oddychałem śmiercią; przy każdem pokonaniu nienawistnego mi człowieka, grom radości odzywał się w piersiach moich, a odgłos jego, jak ryk tygrysa w górach Akaby, długo potem jeszcze odbijał się w przepaściach kamiennej duszy mojej. W konwulsyjnych wykrzywieniach ust wroga, przybitego włócznią do ziemi, widziałem uśmiech zemszczonej krzywdy mojej; miłym on był, chociaż poniekąd okropny. Siadałem w pośrodku pomordowanych przeze mnie prześladowców moich, leżących na piasku krwią przesiąkłym, z którego pod piekącem słońcem krwawa para unosiła się ku niebu, i biesiadowałem z nimi, jak z najdroższemi sercu istotami. O! nigdy biesiada z miłymi przyjaciółmi, z tkliwą matką, z ubóstwioną kochanką, nie może być słodszą, weselszą, bardziej zachwycającą od tej, jaką mieć można pośród trupów prześladowców swoich!... Zemsta, zaiste największą jest słodyczą; całkowicie jej doświadczyłem i widzę, że przeznaczenie nie mogło wymyślić nic doskonalszego dla osłodzenia na tej ziemi smutnego bytu człowieka. Niezawodnie, że warto się urodzić, jeżeli można choć cokolwiek zemścić się nad nienawistym sobie rodem człowieczym. Lecz ta jedyna, ta prawie niebiańska słodycz jest, na nieszczęście, krótkotrwałą. Upojenie jej przemija,