Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom II.pdf/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wkoło — ocean piasków... ni chmurki, ni drzewa,
Ani tam kiedy wietrzyk wilgotny powiewa,
Tylko piaski, powietrze i niebo ogniste.
Szli długo — kurzem, spieką i znojem zmęczeni,
Bo słońce leje na nich kaskady promieni;
A oni tak jaskrawe na się barwy wdzieli,
Rzekłbyś, że to szatani w ognistej kąpieli.
Pustynia coraz dziksza — ni cienia, ni zdroju,
Powietrze iskr milionem migoce i pali;
Oni idą i mdleją — pół skarbów by dali
Za jeden liść palmowy, za kroplę napoju.


∗                              ∗

Wtem! na krańcu widnokręga,
Niby chmurka, niby wstęga,
Rozwija się, rozzielenia;
Nad nią kilka palm wytryska...
I szmer jakiś się przeciska...
Jakaś wonność zalatuje;
Ach!... spragniona dusza czuje,
Że to kwiatów wonne tchnienia
W jeden rajski oddech zwiane,
Że to nuty brzmią zmieszane
Liści, ptasząt i strumienia.
A nad gęstwą drzew wzniesione,
Widać słońcem ozłocone
Półksiężyce minaretów,
Ostrza kjosków i meczetów,
Tak błyszczące, tak iskrzące,
Jak w noc, gwiazdy spadające.