A lwa śpiącego, nikt nie śmiał przebudzić.
Dziś licznych plemion stawszy się sułtanem,
Chciał im być ojcem, pragnął być kochanym
Od swych podwładnych, a władzą rozumu,
Cześć i szacunek pozyskać u tłumu.
Nie łańcuch podłych ogniw niewolnika,
Łączy sułtana do plemion podwładnych,
Kirgiz — człek wolny, praw mu nie zdał żadnych, —
Jak wiatr w pustyni, zapór nie spotyka,
Tak on, swobodzie swej nie widzi końca,
Póki ma stepu, powietrza i słońca;
Za cóż rozkazów jego chętnie słucha?...
Przed wolą jego, chyli się w pokorze?...
Bo czuł w prostocie, choć nie jasno może,
W nim wyższość! — iskrę nieśmiertelną ducha.
Takim był sułtan — kiedy na rumaku
Białym — i w Bijów poważnym orszaku
Wjeżdżał do środka, i przez lud zebrany,
Grzmiącym okrzykiem został powitany.
Co było w stepie zgromadzonych męży,
Tak razem na koń, wszyscy do oręży,
Rwą się i w hufiec jednoczą się zbrojny.
Lud konny — radby rycerskim popisem
Przed najdzielniejszym Batyrem-Kirgizem,[1]
Okazać swoją gotowość do wojny.
- ↑ Batyr, to samo znaczy w języku Kirgizów co w naszym bohater.