Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom II.pdf/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

2.
Błysł poranek, chór ptasząt pierwsze wzniósł odgłosy,
Wstało słońce i w kroplach przegląda się rosy;
Każda kropla błyszcząca, tysiącem farb świeci,
Nim w słonecznym promieniu do niebios uleci.
Każdy kwiat tchnie balsamem z wonnego kielicha,
Ziemia się do kochanka — do słońca uśmiecha.
Nie każdy się tym cudnym pocieszał widokiem,
Jeden go czuć nie umiał — przed innego wzrokiem
Znikł na długo — na wieki... Ach spojrzyj w dolinę
Gdzie wystrzał wybił życia ostatnią godzinę,
Gdzie trafem czy umyślnie zebrał się tłum ludzi
Nad tym, co się już nigdy dla świata nie zbudzi. —

3.
Nad brzegami strumienia w skrwawionej odzieży
Nieznanego młodzieńca martwe ciało leży;
Luby wiek, który pierwsze ideały marzy,
Już zaledwie rozpoznać można z szczątków twarzy —
Wystrzał zgruchotał szczękę i wysadził oko,
Rozbił czaszkę, krew z mózgiem rozrzucił szeroko;
Lecz w zeszpeconem licu widać zgrozy piętno,
I ten uśmiech rozpaczy; — który myśl namiętną
Na własne dni skierował — i to przeświadczenie,
Że go już żadne ziemi nie dotknie cierpienie.
Słońce z za gór zwiedzając dziką okolicę,
Spotkało wpół otwartą zmarłego źrenicę;
Próżno słońce blask złoty w jej błękit rzuciło, —
Padł promień — zgasłe oko już go nie odbiło. —