Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom II.pdf/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

IV.



1.
Dawno jak słońce zaszło, i pogasły zorza.
Księżyc błądząc samotny, jak okręt śród morza,
Wypływał na błękitu iskrzące się fale,
I odbijał twarz bladą w cichych wód krysztale.
Ucichła wrzawa ludzi, — zmilkły ptasząt pienia,
Tylko słychać w dolinie mruczenie strumienia,
Tylko słychać szmer liści, gdy w nie zefir trąci,
I gałązkę, gdy spadnie i źródło zamąci.
Śród skał, na których czole kilka jodeł rośnie,
Gdzie księżyc śród gałęzi wciska się ukośnie,
Gdzie pośród niepłodnego natury manowca,
Rzadko zabłądzi droga Strzelca lub wędrowca,
Błysnął płomień, — huk strzału odbił się o skały,
Echa go, dwakroć sobie wzięły i oddały;
Nastąpił jęk skonania — okropny, niemiły,
Echa go powtarzając straszniejszym zrobiły.
Umilkło — tylko w dali nocną mąci ciszę
Zdrój w dolinie i wietrzyk, co listkiem kołysze.