Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gom będącym w Warszawie. Te kilka prób mojego pióra przyjęto z zapałem; zrobiono mnie drugim Mickiewiczem, lubo ja w pokorze ducha, mogę o sobie powiedzieć, żem nie wart Mickiewiczowi rzemyka u trzewików zawiązać; jednak bądź co bądź te pochwały zachęcają mnie do dalszej pracy w tym zawodzie».
Wyższe towarzystwa stolicy, bynajmniej nie zachwyciły smętnego i rozmyślającego młodzieńca. Nastrój satyryczny przeważał w nim tak samo, jak w obrazku stosunków prowincyonalnych. Oto próbka:
«Weźmy kilkanaście osób formujących kompanją, które przy blasku lampy argauckiej w pięknie umeblowanym salonie, zatrudnia się rozmową, przerywając ją tylko w czasie, gdy krąży herbata i sucharki, a mamy główny zarys całego towarzystwa. Jest to szkielet, któremu dopiero rozmowa życia nadaje. Każdy z siedzących w tem kole, zdaje się jakby przyrosły do miejsca, które wtenczas opuszcza, kiedy żegna towarzystwo, lub kiedy potrzeba go zmusi zbliżyć się do więcej oddalonej osoby. Rozmowa nie jest powszechną, — osoby bliżej siebie siedzące, tworzą nowe w towarzystwie towarzystwo i tym sposobem kompania podziela się na mnóstwo drobnych kołek, a każde z tych kołek inna obraca sprężyna; słychać tylko niekiedy śmiech mocniejszy i wydatniejsze wyrażenia, napół lub zupełnie francuskie. Zobaczmy o czem rozmawiają. — Matrony, których córki znajdują się w kompanii i stare kobiety, rozprawiają o różnych wydarzeniach