Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

różnicą, że nie woźny, ale całe miasto wywołuje: kto da więcej!... Młodzież usadza się, aby bałamucić panny, — panny, aby bałamucić chłopców. Matki oburzają się na samo wspomnienie wyrazu tego: „bałamut“, ale jednak same sobie nie wierzą, czyby nie dały się zbałamucić, — mężatki nie widzą w tem nic zdrożnego. Słowem, w tym chaosie bałamuctwa i plotek, jak w kraju, złym finansowym systematem rządzonym, najwięcej cierpi ultimus consumens[1], a w Płocku do tej cierpiącej klasy konsumentów — mężów i starych mężczyzn policzyć należy. — Niema reguły bez wyjątku — i tam są ludzie, ale tych niestety z latarnią Dyogenesa szukać potrzeba».

Dla porównania przyjrzyjmy się obrazkowi stosunków warszawskich, jak się przedstawiły młodzieńcowi, gdy ponownie w drugiej połowie r. 1832 stolicę odwiedził. «Dojeżdżając — powiada, zwróciłem uwagę na przeszłość i doświadczyłem na sobie, jak prawdziwem jest to przysłowie łacińskie: mutantur tempora et nos cum illis.[2] Kiedyś!... (było to właśnie gdym jechał pierwszy raz zapisać się do uniwersytetu), gdym ujrzał wierze Warszawy, znajdowałem się w zachwyceniu, jakiego Brutus doznał, do ojczyzny wracając; ledwo nie ucałowałem tej ziemi, na którą przybywałem. A dzisiaj!... poglądałem na Warszawę z daleko innem uczuciem; przed oczyma memi rozciągał się

  1. = ostatni konsument.
  2. = Zmieniają się czasy a my z nimi.