Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

choć dzieckiem pochwycony w sidła przez człowieka, nie może się z nim zbratać, lecz przy nadarzonej sposobności spróbuje ucieczki, tak samo i ten młody niewolnik, którego wiatr pustyni chłodził, gdy na koniu biegł stada doglądać,

Niebo co się w krąg zgina,
Step — koń — wszędzie gościna,
Ach! tam tylko i żyć i umierać!

Wyrwawszy się z pośród „jurt kamiennych“ i dosiadłszy konia, również stepów wychowańca, poczuł się Kirgiz swobodnym i poleciał w znajome sobie okolice, bardzo a bardzo odległe, bo trzy dni i trzy noce pędzić musiał, zanim do pierwszego aułu się dostał:

Lecą — któż ich dogoni?...
Tylko trawa się kłoni,
Gdzie ją rumak w przelocie dotyka;
Ślad i jeździec — to chwila...
Wnet się trawa odchyla,
Jeździec przemknął — a za nim ślad znika.
............
Zatrzymał konia, powstał w strzemieniu,
Rozpostarł ręce z czuciem dziecinnem,
Aby po długiem, długiem cierpieniu
Odżyć, powietrzem stepu gościnnem.
Jemu się zdało — czystsze i letsze...
A więc je chwytał z takim pośpiechem,
Jakby chciał jednym, pełnym oddechem
Objąć w pierś, całe stepu powietrze. —
I długo bał się o każde tchnienie,
Bał się, czy cała świeża natura
Pragnącej piersi zgasi płomienie.