Strona:PL Zieliński Gustaw - Manuela. Opowiadanie starego weterana z kampanii napoleońskiej w Hiszpanii.pdf/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A teraz — spytał adjutant — co cię skłoniło być przewodnikiem oficerowi francuskiemu?
— Prosta litość. Widząc człowieka chorego i cierpiącego, nie mogłem mu odmówić pomocy.
Ta odpowiedź wywołała wybuch śmiechu w całem zgromadzeniu. Gdy nie przyjęto tego tłómaczenia, Diego powiedział, że został hojnie przeze mnie wynagrodzony.
— To kłamstwo — odparł adjutant — oficer nie miał przy sobie pieniędzy, a gdyby je nawet posiadał, to ty, mając przewagę nad nim i zdrowia i siły, byłbyś go prędzej ograbił i zamordował, aniżeli dał się nakłonić do usług, z tylu trudnościami i niebezpieczeństwy połączonych.
— Ja też nie powiadam — rzekł Diego — żeby mi oficer dał pieniądze, ale obiecał mnie hojnie wynagrodzić za przybyciem do Madrytu.
— Nowe kłamstwo! Ludzie tobie podobni obietnicom nie wierzą, chyba takim, które nie podlegają żadnej wątpliwości. Obietnice oficera, choćby najświetniejsze, na żadnej pewności nie mogły być oparte.
— A jednakże im uwierzyłem — rzekł wzdychając Diego.
— Dosyć tych bredni — rzekł adjutant. — Takiem tłómaczeniem to sobie szkodzisz tylko, a, nie pomagasz. A powiedz-no mi teraz, jakim sposobem otrzymałeś paszport?
Diego wymienił jakąś osobistość, która, najprawdopodobniej nigdy nie istniała. Sprawdzenie tej okoliczności, jak i całej naszej podróży, w której cytował różne miejscowości i osoby, któreśmy niby spotykać mieli, było niepodobieństwem.
— Kłamstwo, kłamstwo i kłamstwo! — krzyknął zniecierpliwiony adjutant. — Ja ci teraz powiem, jak było.