Strona:PL Zieliński Gustaw - Manuela. Opowiadanie starego weterana z kampanii napoleońskiej w Hiszpanii.pdf/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

do mnie, a objąwszy rączkami swemi moją szyję, okrywała mi twarz gorącymi pocałunkami. Usta nasze zbliżyły się i zlały w najrozkoszniejszym pocałunku.
— Pablo! — wyszeptała z cicha — ja ciebie nie puszczę, nie! ty mnie nie porzucisz... ty ze mną zostaniesz...
I znowu usta nasze spotkały się i stopiły w jeden nieskończony pocałunek.
Byłem w tem usposobieniu, że byłbym na wszystko przystał, gotów poświęcić całą przyszłość, a nawet i życie, za jedną taką pieszczotę Manueli — i nie wiem, jak długoby to trwało, gdyby nie Cyganka, która, stojąc na boku i patrząc na nas przez chwilę, podniósłszy z ziemi upuszczoną przeze mnie mantę, nie była wyrzekła stanowczym głosem:
— Wam, moi państwo, wolno się gubić, jeżeli chcecie, ale nie wolno wam pociągać za sobą w otchłań zguby nas biednych ludzi, którzyśmy się dla was poświęcili. Już niema i chwili do stracenia.
I, nie czekając odpowiedzi, rozdzieliła nas gwałtownie, a uchwyciwszy mnie za rękę, z siłą, jakiej w niej nie przypuszczałem, pociągnęła szybko za sobą.
Opór był niemożliwy. Ciągnięty przez Cygankę, raz tylko mogłem się obejrzeć za siebie. Ujrzałem Manuelę, na tem samem miejscu stojącą, z chustką białą do oczu przyłożoną. Wnet znikło wszystko w mroku i wkrótce znalazłem się u furtki w murze ogrodowym, którą Cyganka otworzywszy i zarzuciwszy na mnie mantę, wypchnęła mnie na wązką drożynę, ciągnącą się pomiędzy murami ogrodowymi. Rzekłszy tylko: „na prawo“, furtkę za sobą zatrzasnęła. Zostałem sam jeden wśród ciemności i rad nie rad poszedłem w kierunku, jaki mi wskazała Cyganka.