Strona:PL Zieliński Gustaw - Manuela. Opowiadanie starego weterana z kampanii napoleońskiej w Hiszpanii.pdf/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Byłoż to prostem złudzeniem wzroku, odbiciem się jakiegoś światła, któremu moja wyobraźnia, zostająca pod silnem wrażeniem sennego widziadła, też same kształty nadała? Czy to była halucynacya, czy też rzeczywiście duch mojej matki, który jawił się przede mną, tego już nie byłem w stanie rozwikłać. Uznałem jednak, że to musi być jakiś z góry znak ostrzegający, którego lekkceważyć nie należy.
Dałem słowo stawienia się po północy w miejscu umówionem, należało go więc dotrzymać, ale przystąpić do tego wypadało z wielką ostrożnością. Wziąłem tedy trzech żołnierzy z kordegardy, kazałem im broń opatrzyć i postawiłem ich przy owych drzwiach, wychodzących na taras w końcu korytarza, sam zaś, mając w dłoni odwiedziony pistolet, ostrożnie odsunąłem rygle, zamykające owe drzwi. Odchyliłem cokolwiek drzwi, które się w stronę tarasu otwierały, i za pomocą doskonałej wojskowej lunety, którą zawsze nosiłem przy sobie, starałem się rozpoznać miejscowość.
Noc była ciemna, ale deszcz przestał padać i niebo się wypogodziło, można więc było nawet dalsze przedmioty rozpoznawać. Jakoż dostrzegłem przy murze głównego budynku kilku ludzi przyczajonych, którzy, licząc na ciemność, przypuszczali może, że ich z tej odległości dojrzeć nie potrafię. Bliżej drzwi po tarasie przechadzał się jakiś człowiek, płaszczem otulony, w którym domyśliłem się klucznika. Wezwałem go też po imieniu.
— Wasza Ekscelencya długo na siebie czekać daje. Ja tu już jestem od półgodziny.
— Ale czy tylko sam jesteś?
— Sam jeden. W zamku wszystko śpi snem głębokim. Czuwa tylko jedna osoba, która na Waszą Ekscelencyę oczekuje.
— Dobrze — rzekłem — ale chodź tu pierwej do