Strona:PL Zieliński Gustaw - Manuela. Opowiadanie starego weterana z kampanii napoleońskiej w Hiszpanii.pdf/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Proszę Pana, abyś bez zwłoki czasu raczył do mnie przybyć. Jest to interes, zblizka Pana obchodzący“.
Gdym przeczytał, zapytał mnie major:
— A to co takiego?
Opowiedziałem mu treść biletu.
— I cóż? nie domyślasz się? — spytał major, patrząc mi w oczy.
— Najmniejszej rzeczy.
— Ho, ho, bratku, nie wyprowadzisz ty mnie w pole! Jak dwa a dwa — cztery, tak to jest bilet, zapraszający na schadzkę miłosną. Gotówem się założyć o kosz najlepszej malagi.
— Tobyś, majorze, przegrał — rzekłem, śmiejąc się, — bo chyba nie znasz osoby, która do mnie pisze. Jest to moja gospodyni, stara, jak grzyb, szpetna...
— Co ty mi prawisz!... Przecież znasz przysłowie polskie, że w starym piecu zwykle dyabeł pali. Podobałeś się babie. Chłopak młody, przystojny, to nic dziwnego, że na ciebie parol zagięła. I cóż, pójdziesz?
— Pójdę — rzekłem — choćby dla samej ciekawości.
Powiedziałem służącej, że zaraz przyjdę, i zacząłem się ubierać.
— A więc idź — rzekł major — daję ci na drogę moje błogosławieństwo. Tylko pilnuj swego serca, abyś go znowu nie uwięził. Warto jednak — dodał po chwili — abyś miał przy sobie broń jaką: pistolet lub sztylet.
— To nie potrzebne. Przecież, jako oficer, będę miał moją szpadę, a ta w najgorszym razie starczyć mi powinna.
— Prawda, Ale na wszelki wypadek, ja tu na ciebie I zaczekam.
— Zgoda, mój majorze. Masz tu cygarety, wino, pomarańcze...