Strona:PL Zieliński Gustaw - Manuela. Opowiadanie starego weterana z kampanii napoleońskiej w Hiszpanii.pdf/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

robiła to wszystko bez najmniejszego namysłu i zastanowienia, a jeśli matka zrobiła jej jaką uwagę, to odpowiadała: „Kiedy ja go kocham“. — „To tem więcej — mówiła matka — kiedy go kochasz, nie powinnaś mu dokuczać“. Napomnienia matki skutkowały zaledwie jakie pół godzinki, poczem Marykita, znowu robiła swoje. Ja śmiałem się tylko z tych figielków młodego dziewczęcia, co starego ojca, wielce cieszyło. Tak sobie przeżyliśmy parę miesięcy, a obok tego nauka języka francuskiego szła bardzo dobrze.
Lato było gorące, upały nieznośne, tak, że w dzień niepodobna było pokazać się na ulicy. Dopiero wieczorem, gdy słońce zaszło, a powiał jeszcze ożywczy wietrzyk od gór Guadarama, cała ludność wtedy wyległa na ulice, lub rozpraszała się po ogrodach i przechadzkach publicznych.
Doktorowa z córką zwykły też po zachodzie słońca wychodzić na Prado; ja towarzyszyłem im często w tych wycieczkach. Po godzinie przechadzki wracaliśmy do domu, bo to był czas, w którym i doktor że swoich wizyt powracał do siebie.
Było to jakoś w końcu sierpnia. Wyszliśmy wcześniej z doktorową na przechadzkę, bo powietrze było dosyć świeże. Zrobiliśmy kurs niemały. Doktorowa, czując się zmęczoną, przysiadła na ławeczce, ale Marykicie chciało się jeszcze spacerować i męczyła mnie, aby koniecznie z nią obejść tę część Prado, którą „Salonem“ nazywają. Przystałem na to, z warunkiem, że będzie się zachowywała nie jak dziecko, ale jak dorosła osoba. Przyrzekła mi to solennie i poszliśmy.
Dnia tego było jakieś widowisko publiczne w innej części miasta, to też publiczność tłumnie tam pociągnęła, tak, że w tej części Prado bardzo mało było osób, a je-