Strona:PL Zamek Kaniowski (Seweryn Goszczyński) 136.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Albo też, jeszcze i dotąd męczony
Zuchwalstwem rządcy i Orliki zdradą,
Zboczył, wędrując pomimo tej strony,
By się nacieszyć obmierzłych zagładą.
W tymże kołpaku, w odzieży tej saméj,
Sczerniałej trochę pod krwawemi plamy,
Siedział na złomkach w pół-zgorzałej bramy;
I swoję pikę trzymał na sztych w ręce,
Jakby miał bliskie odeprzeć natarcie.
A wokrąg niego doborni młodzieńce!
Jedni, jak gdyby stanęli na warcie,
Podnieśli piki nad zgorzałą wieżą;
Tylko cierpliwi, że się ani ruszą,
Choć płomień zewsząd dogryza im srogo!
A drudzy, w kole, gardłem flasze mierzą;
Tylko że nigdy dopić ich niemogą!
Inni znow, bardziej snem zmorzeni, leżą;
Tylko że wiecznie tym snem leżyć muszą!
Musi on całą nasycać się duszą,
Że tak, bezwładny, wpatrzył się przed siebie: