Strona:PL Zamek Kaniowski (Seweryn Goszczyński) 132.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A błyskawice, pałasz wyniesiony.
Gdyby w biednego żołnierza tak runął...
I on nie taki trwożny jak się zdało:
Na jednem miejscu, zwinął koniem śmiało.
Może on niechce śmierci przyiąć w plecy:
Bo skąd-że tutaj nadzieja pomocy?
Od reszty swoich oba tak dalecy.
Jakiś tu zamiar pokrywa cień nocy.
Lotem spojrzenia, ataman dobiéga;
Gwizdnieniem szabli wpół rozdmuchnie Lacha:
Trzasnął grom skryty, — zajęczała płacha[1],
I po powietrzu tysiącem drzazg miga.
Lach dalej świstnął: a koń atamana
Aż ziemię zapruł kutemi kopyty;
Tak lejc go zerwał; — i stanął jak wryty.
A twarz Nebaby, jakby jedna rana;
Tak ją strzał opluł i szabla strzaskana.
A krew kroplista, płynąca zasłoną,
Zbroczyła czoło, opada na łono,
Leje się w usta, przepływa przez oczy,
Gasi spojrzenia, oddechy tamuje; —

  1. Klinga, lama.P. W.