Strona:PL Zamek Kaniowski (Seweryn Goszczyński) 070.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I, mglistą bielą osłoniona, zorza,
Z rózgą komety, jak lampa złej doli,
Gasnąć w obłokach zaczęła powoli;
Zdwoił się, w mieście, przestrach niesłychany:
Głuszej się zdały bełtać Dniepru szumy,
Jęczeć okropniej wichry Ukrainy,
I groźniej ciemnieć sklepienia dębiny.
Jak, po cmentarzu, nieme duchów tłumy, —
Snują się milczkiem, po ulicach miasta,
Tłumy mieszkańców trwogą omroczone;
A wieszczba klęski w którą pojrzysz stronę!
Tam dziecię pyta: skąd ten tuman wzrasta,
I w takie kształty miesza się olbrzymie
Jak Lucyfera wojsko w piekła dymie?
Cytnęła matka; wywróżyć się lęka.
Dwóch się przyjaciół zbiegła oto ręka, —
I zimno śmierci ich uściski ziębi;
Dwojga kochanków spotkało się oko, —
I męty śmierci widać w spojrzeń głębi,
I jęki śmierci z westchnieniem się wloką.
A topielicy skrwawione widziadło,