Strona:PL Wyspiański - Hamlet.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dziś pamięć o nich śle nam dziwne wici,
we drgieniu rzeczy martwych upomina:
Naraz przed świtem coś zatrzęsie szybą,
dźwięk lotny dzwoni wstrząsając powietrze;
naraz wieczorem nad domostw kolibą
głosy i mowa przelecą we wietrze;
naraz trzask nagły stołu albo sprzętu
myśl ścina w biegu, jak grom bieg okrętu.
I naraz koło najbliższych przesuwa
pamięć, — czy serce skonu nie przeczuwa? —
Ptak oto w okno skrzydłami zastuka,
wefrunie w izbę, — przysiądzie, — i bada...
Jest-li to duch, co wbiegł — i żąda, szuka
i pojawieniem swem o rzeczach gada? —
Czyli to wszystko myśl i myśli sztuka
na jedną chwilę, — — za chwilę przepada? —

Zdarzyło mi się nieraz być za kulisami sceny i w garderobach artystów. Zachodziłem do garderoby artystów, wstępowałem za kulisy i wchodziłem na scenę.
Oto jestem na scenie: w podwórzu zamku Makbeta w Inwerness. Krząta się ludzi sporo. Jasno.
Kurtyna zapuszczona, a przez zapuszczoną kurtynę słychać muzykę, grającą właśnie w antrakcie.
Spieszą się. Już niedługo, za parę minut rozpoczną.
I nagle wchodzi Ledy Makbet naprzeciw mnie.
Idzie śmiałym, pewnym, energicznym krokiem; — powzięła już jakąś myśl — decyzyę.
Otrzymała list o zamierzonem przybyciu Dunkana.
Natychmiast zdjąłem kapelusz i pocałowałem ją w rękę.