Strona:PL Wincenty Korab Brzozowski - Dusza mówiąca.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Z domu wychodził rzadko — o słońca zachodzie —
I w parku szedł, wśród kwiatów, pełen zimnej pychy;
A rzędy drzew, w aleach, mruczały jak mnichy
Egzorcyzmy, zgadując, że Złośnik w ogrodzie...

Noce miał niespokojne; szeptał: »O Sezami
Dusz naszych, odsłoń skarbów twych złote kobierce!...«
A potem krzyczał, raniąc jakieś Dobre Serce,
I wielkie groby kopał i łkał nad grobami...

Odjechał, gdzieś daleko, na losy tułacze:
Szczerą uczuli ulgę wszyscy z tej rozłąki,
Otwarto spiesznie okna, powiał podmuch z łąki
I zmiótł ostałe po nim grzechy i rozpacze...

Przed odjazdem napisał: »Żegnam! Za mą trumną
Nikt z was pewnie nie pójdzie?... Żyłem wedle skruchy.
I tam, kędy się piętrzą Wielkich Gór łańcuchy
Duch mój zapłonie świętą, ognistą kolumną!«