Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/049

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gdy który nie nauczy się wymawiać dobrze dyftongów an i en, tabaką częstować go nie będę, ale — jakem Luceński! parole! — wyrzucę z klasy, i napiszę do ojca, żeby go... ożenił!
Odtąd ta pogróżka, — istotnym strachem malców przejmująca — stale się powtarzała w podobnych okolicznościach. Nazwisko zaś Mosakowskiego w kronikach szkoły powiatowej P-kiej na zawsze się utrwaliło.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Księżopolczykowi nie grozi ożenienie się. Nie ma on ani tych lat, ani tych wąsów, co Mosakowski — nie wygląda wogóle na takiego, z którymby czyjaś matka lub babka chodzić mogła pod rękę.
Jest wprawdzie duży i gruby, ale brak mu zupełnie tej rzeźkości, jaką odznaczają się wiejskie wyrostki. Zgarbiony, kurczący się, z twarzą chorobliwą żółtą, piegami osypaną, osowiała, unika, ile tylko może, towarzystwa hałaśliwych kolegów, szuka miejsc samotnych, wciska się do najdalszych, półciemnych ławek, gdzie w zupełnym spokoju może... zajadać »pajdy« chleba razowego, któremi ma wypchane wszystkie kieszenie.
Jedzenie, a ściśle mówiąc: żucie razowca jest sportem, uprawianym na wielką skalę przez grubych, borsukowatych, z wystającymi żołądkami »knotów«, którzy przybywają do miasta, z napół chłopskich zagród wiejskich. Prócz chleba, służy im do żucia groch gotowany, pestki dyni — niekiedy nawet siemię lniane. Ci przeżuwacze są pra-