Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/038

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wysuniętą, z wiecznym »marsem« na czole, przemawia krótko, głosem basowym, gniewnym.
Chłopcy nic prawie nie rozumieją z jego przemowy. Powtarza się w niej nieustannie: obowiązek... obowiązek... obowiązek... Piękne i wzniosłe słowo! — ale żeby do umysłów dziecięcych trafiło, musi występować w towarzystwie słów innych: prostych, serdecznych...
W klasie staje się cicho — ale razem z ciszą pada na nią dziwna posępność. Iskrzące się wesołością oczy tracą nagle blask, z kilku piersi wydobywa się mimowolne westchnienie. Wszystkie twarze smutnieją.
Dzieci czują instynktem, że w ich życiu zaszło coś przełomowego. Bywaj zdrowa, swobodo ptaszęca! bywaj zdrów, »śnie złoty! śnie na kwiatach!« Pomiędzy dniem wczorajszym a dzisiejszym wyrósł nagle mur nieprzebyty, kamienny.
A na tym murze czernieje groźnie słowo: Obowiązek.
Ha, pogodzić się trzeba z koniecznością!... Dzieciństwo trwać wiecznie nie może; życia samą zabawą wypełnić niepodobna. Już ksiądz prefekt w swej pierwszej nauce moralnej wspomniał, że za nieposłuszeństwo pierwszych rodziców cały rodzaj ludzki został skazany na pracę, że człowiek w ciężkim znoju chleb swój zdobywać musi...
O Adamie! o Ewo! — jakże was serdecznie te wszystkie niebieskie mundurki nienawidzą! O wężu, wężu przewrotny! godny, żeby cię na