Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/023

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wem i niecierpliwością: to znów ciszej, nawet zupełnie cicho, jakby mu sił brakło lub sam w drzemkę zapadał...
W szarem świetle poranku przebiegają w różnych kierunkach, z koszykami i bez koszyków, boso i w przydeptanych pantoflach, rozczochrane, napół senne służące.
— Kasiu! czy to ju drugi raz dzwonili?
— Nie, dopiru pierwszy.
— Nie gadaj! — tociem na własne uszy słyszała...
— Słyszałaś, ale segnaturkę u Refermatów.
— Śpieszajta! paniczowi bułków na gwałt trzeba!
— Ojoj! wielka rzecz! Może zaczekać. I tak Judkowa jeszcze nie upiekła.
— Upiekła. Lećta duchem do żydówki.
— Na jednej nodze!
— Jak bocion!
Kilka dziewuch pędzi w stronę wązkiej uliczki, zamieszkałej przez żydów. Jest tam jeden mały, krzywy, w ziemię zasunięty domek, nad którym zawsze o tej porze unosi się, to prosta jak obelisk, to maczugowato, u góry rozszerzająca się, to rozpryśnięta, jak fontanna, to spiralnie skręcona, to wreszcie jakby przełamana i w dół spadająca kolumna burego dymu. W tym domku mieszka Judkowa, główna karmicielka »studentów«, których nazywa »skubentami«, najpierwsza na całe miasteczko obwarzankarka, przez nikogo nie prześci-