Strona:PL Wells - Kraina ślepców (zbiór).pdf/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ponad gardziel skalną. A potem? To zbocze byłoby nie nazbyt trudne. Stamtąd, kto wie, możeby dało się pokonać ścianę, otaczającą przepaść, i wydostać się na śniegi. A potem? Potem będzie już na złocistych śniegach, na połowie drogi do szczytu tej wyniosłej pustyni.
Obejrzał się na wioskę i patrzył długo.
Myślał o Medinie-Sarote i stawała się dlań coraz mniejsza i coraz dalsza.
Zwrócił się znowu w stronę górskiej ściany, którą oświetlał wschodzący dzień.
I bardzo ostrożnie począł się wspinać.
Gdy słońca zachodziło, nie wdzierał się już na skałę, ale był daleko, daleko. Niedawno był jeszcze wyżej, ale i teraz leżał wysoko. Ubranie jego wisiało w strzępach, ciało miał zakrwawione i potłuczone, ale leżał, jakby mu było bardzo dobrze, a na twarzy jego jaśniał uśmiech.
Gdy tak leżał, dolina zdawała się daleką, głęboką mogiłą. Pełna była mgły i cienia, a szczyty górskie stały całe w blasku i płomieniu. Najdrobniejsze załamania skały wpobliżu odcinały się z subtelną pięknością; żyła zielonego kamienia wiła się na szarej skale, kryształki górskie błyskały tu i owdzie, a twarz Nuneza spoczywała na drobnych, prześlicznych, pomarańczowych porostach. Głębokie, tajemnicze ciemności zawisły nad skalną gardzielą; błękit, przechodzący w purpurę, i purpura, rozjaśniona połyskliwą ciemnością. Nad głową miał niezmierzoną przestrzeń nieba.
Ale Nunez tego nie widział. Leżał nieruchomo, uśmiechnięty najwyższą radością: wyrwał się z Krainy Ślepców, z krainy, której ongiś zamierzał zostać królem.
Blaski zachodu znikły, noc nadeszła. Nunez spoczywał w chłodnym blasku gwiazd.