Strona:PL Wells - Kraina ślepców (zbiór).pdf/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dobrze już, dobrze — powiedziałem — nie będę patrzył.
To mówiąc, odwróciłem się w stronę lustra, wiszącego nad tualetą.
Duch począł gestykulować z ogromną szybkością. Śledziłem bacznie jego ruchy w lustrze, usiłując dojrzeć gest, którego zapomniał uprzednio. Obracał rękami i dłońmi, tak, tak i tak i wreszcie pośpiesznie wykonał gest ostatni — stanął wyprostowany i rozwarł ramiona — tak stał przez chwilę. I nagle znikł. Znikł. Odwróciłem się od lustra. Ani żywej duszy! Byłem sam, wzburzony do żywego, świece migały. Co się stało? I czy się wogóle coś stało? Czy wszystko mi się śniło? I wtem, jakby chcąc zakończyć dziwne zdarzenie, zegar na schodach wybił pierwszą. Poprostu, tak... ping! Byłem poważny i trzeźwy, jak sędzia; cała wódka i szampan wywietrzały mi już dawno z głowy. Czułem się dziwnie, rozumiecie — bardzo dziwnie. Boże święty!
Patrzył przez chwile na popiół cygara.
— To wszystko.
— A potem położył się pan do łóżka? — zapytał Evans.
— Cóż miałem lepszego do roboty? — Spojrzałem na Wish’a. Mieliśmy ochotę pożartować, ale było coś w głosie i zachowaniu Claytona, co nas powstrzymało.
— A te passy? — zapytał Sanderson.
— Zdaje się, że potrafiłbym je wykonać i teraz.
— Ach! — zawołał Sanderson i wyjąwszy scyzoryk, począł wyskrobywać wnętrze fajki. — Dlaczegóżby pan nie miał nam pokazać? — dodał, zamykając z trzaskiem scyzoryk.
— Właśnie mam zamiar to zrobić — rzekł Clayton.