Strona:PL Wedekind - Przebudzenie się wiosny.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

panie, gdym z rewolwerem w kieszeni błądził pomiędzy olchami.

ZAMASKOWANY PAN.

Czy pan sobie mnie nie przypominasz? Stałeś pan prawdopodobnie w ostatniej chwili jeszcze pomiędzy życiem a śmiercią. Zresztą, moim zdaniem, nie tu miejsce, aby tak głęboko sięgającą dysputę przedłużać.

MAURYCY.

Zapewne, chłodno się robi, moi panowie! Wprawdzie ubrali mnie w świąteczny garnitur, ale nie dali mi bielizny.

MELCHJOR.

Żegnaj, drogi Maurycy. Dokąd ten człowiek mnie zaprowadzi, nie wiem. Ale zawsze jest on człowiekiem...

MAURYCY.

Nie karz mnie za to, Melchjorze, że chciałem cię zgubić! To było stare przywiązanie. Zgodziłbym się całe życie skarżyć i jęczyć, aby raz z tobą wyjść na spacer.

ZAMASKOWANY PAN.

W rezultacie każdy ma za swoje. — Pan uspokajającą świadomość, że już nic