Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

po, głód i pogoń za czasem. Ale spiesz się pan, płonę szybko, za parę lat będzie po mnie. Dusza moja to lont zapalony. Sfotografuj pan ten proces przez boski objektyw sztuki, a zapłacę po medycejsku. Jeno muszę widzieć płomień, wzlot, katastrofę, drgawki, wszystko to widzieć muszę, choćby pójść miała w strzępy cała tradycja Rafaela i Rubensa.
— Jesteś pan człowiek śmiały! — zauważył Weikhardt oschle. Traktuje nas pan z większa cierpliwością i zechciej złagodzić podziw swój dla epoki. Nie dam się okpić czasowi. Nie znam zbożnego drżenia przed szybkością i maszyną, która to nowa epilepsja ogarnęła wielu naszych młodych ludzi. Nie czuję zgoła szacunku dla butów siedmiomilowych, luksusowych pociągów, dreadnoughtów i rozdętych impresji. Szukam sobie bogów gdzieindziej, a zdaje mi się, nie jestem też malarzem pańskim. Pan pewnie znowu wyjeżdżał?
— Ciągle jeżdżę! — odparł Feliks Imhoff. Oto jak spędziłem ostatnich pięć dni. W poniedziałek wieczór pojechałem do Lipska. O dziewiątej konferencja z kilku literatami, celem założenia nowego miesięcznika. Przepyszni chłopcy, sami fronderzy i Jakobini. Potem zwiedziłem wystawę majolik i kupiłem piękne rzeczy. W południe do Hamburga. W wagonie przeczytałem dwie powieści i jeden dramat w rękopisach. Młode genjusze. Będzie niezmierne powodzenie. Wieczór odbyłem posiedzenie w Towarzystwie Wschodnioafrykańsltiem, do późnej nocy knajpowałem, przespałem się dwie godziny, potem zaś jazda do Oldenburga na przyjęcie starszych oficerów mego, dawnego pułku. Dużo mówiłem, piłem i tańczyłem, choć dam nie było. O szóstej pojechałem do Guackenbruck, nędznej mie-