Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szy przy kominku, naprzeciw Krystjana czytał głośno:
— Raduj się młodzieńcze młodością swoja, niech serce twe będzie wesołe, folguj zachceniom i patrz na wszystko bez troski. Wiedz jednak, że za to wszystko odpowiesz przed Bogiem.
Głos jego zatętnił przy ostatniem słowie jak dzwon, mimo że go nie podniósł wcale.
— Pamiętaj o Bogu, zanim nadejdą dni nieszczęścia i lala, w których nie znajdziesz upodobania. Zanim śćmi się słońce, światłość dzienna, księżyc i gwiazdy i wrócą deszczowe chmury. Zanim zadrżą strażnicy domu i ugną się najmocarniejsi i staną młyny, albowiem zbrakło ludzi, a wyglądający oknami widzą samą ciemność tylko. Zanim zamkną się bramy ulic, a będziesz wstawał na głos ptaka, zanim też umilkną córy pieśni. Zanim wzgardzone będzie drzewo migdałowe, znuży cię cykada, przeminą kaprysy, a człowiek wnijdzie w wieczysty dom swój. Nim pęknie srebrna nić, wycieknie oliwa ze złotej flaszy, niż strzaskanem będzie wiadro studni i koło studni...
Urwał. Krystjan słuchał bardzo niedbale. Wstał, przystąpił do kraty kominka i usiadł, krzyżując nogi. Patrzył z radosnem zdumieniem w płomień.
— Piękny jest ogień! — powiedział zcicha.
Amadeusz spoglądał nań w milczeniu, potem rzekł
nagle:
— Zabierz mnie pan ze sobą, Krystjanie Wahnschaffe.
Krystjan nie odwrócił głowy od ognia.
— Zabierz mnie pan ze sobą! — powtórzył Amadeusz, nalegająco. — Możliwem jest, że się panu na coś przydam, natomiast nie podlega wątpliwości, że