Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kwint i tajemniczość. Myślałem nieraz, że niema lu dla mnie miejsca, ale nagły błysk jej oczu kazał mi zapomnieć skąd przybyłem i czem dla niej jestem. Była na wszystko, zda się, gotowa. Mogła pewnej nocy podpalić dom, gdzie się nudziła, a raka moralnego, który toczył istotę jej powstrzymać nie mogło żadne szlachetniejsze uczucie. Mogła od południa do wieczora śledzić przed lustrem, pogłębiającą się zmarszczkę na czole. Wszystko było możliwe. Wszakże napisano: — Nikt nie wic co jest w człowieku, jeno duch, który w nim jest.
Kuszenie moje zaczęło się od tego, że co wieczora, podczas rozmowy kładła, niby bezwiednie, dłoń swą na mojej, cofając zaraz spiesznie. Wówczas traciłem świadomość najbliższego otoczenia. Stałem się niewolnikiem urojeń i żądz, które przerywały tok moich myśli.
Wezwała mnie, bym jej opowiedział swe życie, a ja, nieopatrzny, uczyniłem to.
Raz spotkałem ją o zmroku w sieni. Przystanęła, przeszywając mnie spojrzeniem. Potem zaśmiała się zcicha i poszła dalej. Nogi się podemną ugięły, a pot wystąpił na czoło.
Ciężko mi było w samotności. Jakieś zjawy płomieniem napełniały dom. Ginęły mi gdzieś książki do nabożeństwa i różaniec, tak że odnaleźć ich nie mogłem. Wołało we mnie nieustannie: — Raz tylko! Raz tylko zażyć rozkoszy! Raz jeden! — Zaraz jednak zjawiały się demony i zaczęły dręczyć, szarpiąc mięśnie, żyły i nerwy. — Czyńcie ze mną, na co Bóg zezwolił! — mówiłem im. — Serce moje gotowe! — Rzucało mną w czasie snu i uderzałem bezwiednie głową o ściany. Przez tydzień pościłem o chlebie i wodzie, ale to nie