Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/281

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

da dziko, ma wstrętne manjery i oczekuje właśnie rozwiązania.
Znajdywała się w szponach silnego draba, który ją bił po barbarzyńsku, tak że do dziś drży na jego wspomnienie ze strachu. Ma około trzydziestu dwu lat, ale wygląda starzej. Wystarczy spojrzeć w jej twarz, by wiedzieć, że żaden występek ni hańba nie są jej obce.
Proszę bardzo nie sądzić, że przesadzam, czy fantazjuję i nie dać się unieść litości. Jeśli tak jest, muszę to znosić, aż do czasu kiedy waga się uspokoi, bo wówczas sąd Pani wypadnie sprawiedliwiej. Ale do rzeczy.
Przyjechał ze skrzyniami i kuferkami, ale bez służącego, gdyż go odprawił. Okazał mi dużo życzliwości i był weselszy dużo, niż czasu waszego rozstania. Dla Karen przeznaczył dwa pokoje, sobie zatrzymał trzy, a dwa ostatnie ja objąłem w posiadanie. Nie wiedziałem co począć z tak niespodziewanym dodatkiem naszego współżycia. Udzielił mi najniezbędniejszych informacyj, ale nie rozmówiliśmy się nigdy na serjo. Ta ogłada światowca, której niecierpię, djablo przypomina chytrość i obłudę. Milczenie i uśmiech nie są to wcale argumenty, a służyć mogą jeno dla celu oszukania kogoś. My, nisko urodzeni gardzimy ową tchórzliwą ucieczką pod maską nieodpowiedzialności.
Karen jawiła się w porach jedzenia, siedziała jak kloc, skubała obrus, zadawała naiwne pytania, szczękała łyżką i jadła nożem. Za każdem spojrzeniem Krystjana, miała minę schwytanej na kradzieży. Myślałem z troską wielką, że mu się pomieszało w głowie. Traktował ją z niesłychaną uprzejmością, tak że wpadło mi przypuszczenie, iż użyła jakichś nadprzyrodzonych środków, by go opanować. Ale nie. Uzyskałem nieba-