Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Portjer nocy sprawował jeszcze służbę i poznawszy rannego gościa, zaprowadził go z przesadna służbistością na drugie piętro, do pokoju Karen Engelschall.
Krystjan zapukał, ale nikt nie odpowiadał.
— Niechno wielmożny pan wejdzie! — powiedział portjer. — Klucz zginął, a zasuwka popsuta. Przydarza się nieraz to i owo, lepiej tedy dla nas, że drzwi nie są zamknięte.
Krystjan wszedł. Pokój był zastawiony brzydkimi, brunatnymi meblami, była tam ciemno-czerwona sofa pluszowa, okrągłe zwierciadło toaletowe pęknięte przez pół, gruszka elektryczna z białą umbrą, na mosiężnej nodze oraz oleodrukowy portret cesarza na ścianie. Wszystko pokrywał kurz, widniały wszędzie ślady opuszczenia, zużycia, nędzy i prostactwa.
Karen Engelschall spała, leżąc na wznak. Rozczochrane jej włosy przypominały wiązkę słomy, twarz miała bladą i napuchniętą, a na czole i prawym policzku widniały świeże blizny. Pełna, ale obwisła pierś wyzierała z pod kołdry.
Opanowując swój dawny wstręt do śpiących, jgł Krystjan patrzeć na jej twarz, zadając sobie pytanie z jakiej warstwy pochodzi, czy jest córką rybaka, lub żeglarza, małomieszczanką, proletarjuszką, czy chłopką.
Po chwili zastanowił go wyraz tej twarzy. Nie było w nim zła, ni dobra, jeno jakaś rozterka, wywołana dręczącym snem. Krystjan przypomniał sobie olbrzyma z karneolem, który ją bił. Widział teraz żywo ten wstrętnie różowy kamień, przypominający robaka, czy surowe mięso.
Poruszeniem bezwiednem potrącił krzesło i łoskot ten zbudził Karen. Rozwarła powieki a na widok mężczyzny w pokoju, przejęta komicznym strachem roz-