Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Amadeusz uczuł tętnienie pulsu, twarz mu poszarzała, wyciągnął bezwiednie ramię, chwycił kunsztownie malowany szal hiszpański, zmiął go w rękach ze złością, chciwie, szaleńczo i drżąc całem ciałem zanurzył w nim nos i usta.
W tej chwili spostrzegła go Zuzanna Rappard i uczyniła gest zdziwienia. Zwróciło to uwagę Ewy, odsunęła zlekka Joannę, wstała i przekroczyła próg. Na widok odrętwiałego z upojenia szaleńca doznała uczucia, że jest w tem coś nieprzyzwoitego i krzyknęła zcicha.
Amadeusz drgnął, upuścił szal i jął patrzeć dziko, świadom przewinienia. Twarz Ewy nabrała wyrazu roześmianej, głębokiej wzgardy i wstrętu od całych miesięcy żywionego, podniosła srebrny biczyk i cięła go w twarz tak silnie, że cała krew z niej odpłynęła a pozostał tylko skurcz rozkosznego upojenia.
Wszyscy zmilkli z przerażenia, a Krystjan podszedł do Ewy i rzekł głosem tak niemal spokojnym jak zawsze:
— Nie Ewo, tego czynić nie wolno!
Wziął biczyk za oba końce, przygiął i złamawszy delikatny metal, rzucił na ziemię.
Spojrzeli na siebie. Wstręt widniał jeszcze w jej oczach, a jednocześnie zdumienie, że Krystjan odważył się na coś takiego.
Krystjan mówił do siebie:
— Kocham ją! Jest piękna!
Podziwiał ją w tym kostjumie o wielkich guzikach, w stożkowatej czapeczce, z pomponem zwisającym od szczytu. Kochał ją, a dusza jego zaczęła dopominać się tych oczu, których go pozbawiła. Zadał sobie też pytanie, czemu się rozgniewała, zaraz uczuł politowa-