Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czyć, co tam się dzieje, popatrzyć trochę ludziom na palce, zaznajomić się z Nowym Światem i popolować.
Weickhardt, zatopiony we własne troski i walki, mówił tylko o sobie:
— Pewna stara hrabina zamówiła kopje cyklu Luciniego z Brera, jako tapety na nagie ściany swego galicyjskiego pałacu. Jest ona zeprzała, jak stara rzodkiew i targuje się wstrętnie.
— Czytałem ostatnio Stanhopa! — zachwycał się Imhof, nie zsiadając ze swego konika. — Kolosalny chłop! Nawskróś nowoczesny reporter i konkwistador. Czarni zwali go waligórą, buła malori. Aż ślinka idzie. Człowiek ten imponuje mi wielce.
Weickhardt lamentował dalej:
— Muszę przyjąć to zamówienie. Ale, coprawda, cieszę się na starych Italów. Jest w Medjolanie niesłychane „Opłakiwanie Chrystusa“, Tintoretla. Wpadłem na trop pewnej tajemnicy i mogę dawać rzeczy dobre. Niedawno skończyłem zwyczajny krajobraz i wywiesiłem go u jednego z przyjaciół, posiadającego przyzwoitą salę. Spodobał mu się, ale mnie przeniknęło poczucie siły, tak że nie mając odwagi mówić o zapłacie, darowałem mu to. Przyjął bez ogródek, mówiąc tylko: — Djablo dobra rzecz!
— Taka mała wycieczka na południową półkulę nasunie mi inne myśli! — mówił Imhoff. — Na razie nie spoczywam na łonie Fortuny, a nawet idzie mi wprost licho. Najlepszy z moich koni został na nic zajeżdżony, ulubiony pies zdechł, żona mnie porzuciła, przyjaciele wycofują się, nie wiem dlaczego, interesy kuleją, spekulacje biorą w łeb. Cóż to jednak znaczy? Głowa do góry, chłopcze, powiadam! świat i życie, to rzeczy piękne, dostaniesz po uszach, gdy się będziesz uskarżał. Upadł