Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Nowy gladjator.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 191 —

szmatami arcydzieła Wacława to na malarza po którego twarzy napiętnowanéj straszliwém cierpieniem, toczyły się zwolna duże łzy krwawe; — ryjąc bruzdę niczém niezatartą i zostawiając oczy spiekłe, błyszczące jakby zdrój ich wysechł na zawsze. A oczy co podobnemi łzami zapłakały, na wieki muszą suchemi pozostać.
Długo stali oboje, mierząc się wzrokiem, a cisza tak była głucha, że ją tylko bicie ich serc przerywało. On ciągle do przekleństwa wyciągniętą ręką, wstrząsał nad głową Sylwii i patrzał na podarte łachmany dzieła swego — na ruiny nadziei i pracy żywota — na wszystko co ukochał, zniszczone niepowrotnie. A Sylwia stała w téj saméj postawie słupem w ziemię wrośnięta, uderzona tém słowem przekleństwa. Wreszcie jakby mgła jaka opadła jéj z powiek, osunęła się na kolana, wznosząc ku niemu oczy błagające, omdlałe. Wacław wstrząsnął tylko głową, bo mu tchu zabrakło, a żal tak straszny ściskał mu piersi, że słowa konały na ustach,