Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Nowy gladjator.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 152 —

że Sylwia będzie mu odtąd natchnieniem życia, on jéj zapomnieć nie chciał i nie mógł. Teraz na próżno szukał spokoju, duszno mu było, ciasno w pracowni którą szybkim krokiem przebiegał — wyszedł, i mimowoli, kierując się zwyczajem tylko, szedł ku mieszkaniu Sylwii — gdy przez okno otwarte doleciał go głos świeży, wesoły i śmiech tak czysty, tak wymowny prostotą, swobodą, że jego nawet zatrzymał. Znać, pierś, z któréj wychodził, nigdy nie ścisnęła boleść, nie podniosło westchnienie. Znać, życie płonęło dla téj wybranéj istoty najczystszemi barwami. Świat był ojcem nie ojczymem; i sypał przed nią kwiaty bez cierni, dawał sen bez marzenia, rozkosz bez przesytu i miłość bez tęsknoty. Bo kogo choć raz nadzieje zawiodły, choć raz jeden świat drasnął, zranili ludzie, już takim śmiechem śmiać się nie potrafi. Głos ten wesoły padł na Wacława, jak kropla zimnéj wody — zbudzony nagle, spojrzał w około, spostrzegł przed sobą mięszkanie Kamilla i wszedł pociągnięty nieopisanym urokiem szczerego wesela.