Strona:PL Waleria Marrené-Walka 291.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Sądziłam, że ty tego pragniesz.
— Pragnęłam dawniej, mówiła dziewczyna, ale dziś?
— A dzisiaj czego pragniesz?
Kazia uklękła przy matce i wsparła ręce na jej kolanach.
— Dzisiaj mamo, zastanowiłam się nad wielu rzeczami. Zdaje mi się, że napróżno szukam zabawy, zmiany, rorywki, to nie uspokoi mnie nigdy; zdaje mi się, że wśród świata jestem w zamęcie, w wirze jakimś, ale wśród tego wiru, czuję że mi smutno, że mi brak czegoś ciągle i zawsze.
— I czegóż ci braknąć mogło, moje dziecko? spytała matka przestraszona myślą, że jedynaczka jej nie była nigdy zupełnie szczęśliwą.
— Mnie się zdaje mamo, wyrzekła, że braknie mi pracy i prawdziwego zajęcia. Chciałabym coś umieć na seryo, coś robić na seryo; życie długie — los niepewny.
Były to nowe zupełnie myśli w głowie Kazi, nowe i dziwne.
— Chciałabym, mówiła dalej coraz pewniejsza siebie, nie oglądać się na drugich i módz rachować na siebie.
Nieszczęście było twardym mistrzem dla Kazi, ale nie bezowocnym: teraz dla zwyciężonej otwierała się nowa droga życia, a ona starała się ją rozpoznać z dobrą wolą i prawdą.
Jadwiga wezwana listem matki Lucyana, śpiesznie wracała do Warszawy. Złe przeczucia podnosiły się w jej sercu; przecież przywykła znosić i cierpieć, tłumiła je siłą wytrwałej woli. Lucyan czekał jej z niecierpliwością; co rano spoglądając w jasny kawałek nieba wykrojony pomiędzy ostremi załamkami dachów, zapytywał siebie: czy dzień ten ziści jego nadzieję? co wieczór patrzał smutnie na promienie zachodu, jakby przeczuwał, że zachód dni jego zbliżał się także. Matka i syn w milczeniu zamieniali smutne spojrzenia; ona nie śmiała pytać, on się nie skar-