Strona:PL Waleria Marrené-Walka 262.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

któryby miał odwagę odrzucić stanowczo ją tak piękną, tak bogatą; a tymczasem zawiodło ją wszystko. Daremnie chciała go olśnić, daremnie wynosiła go w myśli po nad innych: on pozostał niewzruszony. Głos namiętności i głos dumy nie obudził się w jego piersi; nie potrafiła wzniecić w nim nawet chwili obłędu i pokusy. Więc wzajem nie zrozumiała tej smutnej powagi, z jaką do niej mówił.
— Ja to widzę, zawołała kryjąc czoło w rozpalonych dłoniach. Pan mną pogardzasz, pan mnie nienawidzisz!
Lśniące pukle jej czarnych włosów spadały na ramiona była cudnie piękna, pochylona przed nim, ale czar tej piękności był stracony dla niego, on spoglądał na nią przenikliwem okiem, a z pod narzuconych błyskotek prawda tego charakteru odkrywała mu się w całej małości swojej.
Ta kobieta nie miała dla niego owej pięknej miłości, coby jedna usprawiedliwić mogła jej postępek; taką miłość nie każdy jest w stanie uczuć, ona przetwarza tych których ogarnia. Był to po prostu kaprys zepsutej istoty której wszystko ulegało dotąd. Kaprys ten chwila podnieciła i chwila rozwiać mogła. Lucyan nie łudził się w tym względzie, umiał trzeźwo patrzeć na świat i ludzi; ta scena z piękną bogatą, dumną Oktawią, zniżającą się przed nim do wyznania, nie zamąciła jasnego sądu jego; on porównywał w myśli tę gwałtowną, pewną siebie istotę, z ową cierpliwą, wierną, wytrwałą dziewczyną, którą kochał.
I teraz otoczony zbytkiem, który zdawał się go nęcić do łatwego życia, nie pożądał go ani na chwilę; myślał tylko jak mała cząstka tego bogactwa rozrzuconego niedbale w około pięnej panny, wystarczyłaby wielu ludziom do szczęścia, zapewniła spokój niejednej rodzinie, a przecież on nie zamieniłby swojej twardej doli na świetny byt tych, których otaczało takie mnóztwo sztucznych potrzeb, że gubili jasne pojęcia i zdrowe prawdy życia, że dla nich pozór znaczył wiele więcej od faktu.