Strona:PL Waleria Marrené-Walka 257.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w wytwornym salonie, otoczona wonią kwiatów i tem wszystkiem, co może bogactwo powabnem uczynić nawet dla ludzi, którzy oddani trzeźwym myślom i czynom, odrzuli z życia upajające czary jego. Wprawdzie to zaparcie się fałszywych uciech i fałszywych poglądów, było tak wielką nowością dla Oktawii wzrosłej i wychowanej wśród atmosfery zbytków i przekonania, że dopiero w pewnych sferach wyzwolonych z codziennej troski mogą istnieć myśli i uczucia, iż nie mogła zrozumieć go dokładnie; przecież miała jakieś przeczucie, że to co dla niej jest nieodzowną koniecznością, nie miało takiej wartości w oczach Lucyana i oczekiwała go ze drżeniem. Świetne mieszkanie, które zajmowali w Warszawie, było puste prawie. Pan Heliodor udał się do teatru, gdzie córka pod pozorem bólu głowy towarzyszyć mu nie chciała. Oktawia więc była sama lub sądziła się samą, gdy drzwi salonu otwarły się i lokaj zaanonsował Lucyana Ziembę.
Młody człowiek był punktualny jak zegarek, chociaż nie przeczuwał wcale, czego panna Salicka mogła żądać od niego, matka jego o jej życzeniu, nie powiedziała mu nic więcej, może nie dowierzała domysłom swoim, może nie chciała mu ich narzucać. Wszedł więc nieprzygotowany na nic; ta wieczorna wizyta była dla niego przykrym obowiązkiem, którego uniknąć nie mógł, zabierała mu tylko czas drogi, wszedł tu poważny jak zwykle.
Oktawia była pod bronią, czarna jej wycięta suknia i ponsowa kamelia we włosach, stanowiła skromny, ale wykwintny strój wieczorny, harmonizujący cudnie z jej pięknością i podnoszący jej potęgę. Z niechcenia zarzucone fałdy białego burnusu drapowały się po mistrzowsku w koło jej kształtnej kibici i przysłaniały marmurowe ramiona otoczone wonną atmosferą; pod światłem lampy, które padało na nią całym blaskiem, wyglądała jak cudny obraz. Mimowolnie stanowczość chwili, krok ostateczny, na który się ważyła, nadawał jej rysom wdzięk dziwny; szy-