Strona:PL Waleria Marrené-Walka 256.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jej obrazić: przecież, dodała łagodząc znaczenie tych słów byłeś szalony wszakże sam to przyznałeś.
Ziemba milczał ponuro, szaleństwo jego trwało ciągle uspokojone na chwilę i znowu gotowe wybnchnąć.
— O! krzyknął głucho, gdybyś pani mogła wszystko zrozumieć!
Scena ta trwała zbyt długo, Oktawia drżąc z niecierpliwości zmarszczyła brwi.
— Panie Ziemba, wyrzekła w końcu, jeśli pan masz mi co powiedzieć, wybierz stosowniejsze miejsce i porę; czyż chcesz, by brat twój wracając z miasta zastał nas tutaj?
Na to wspomnienie Placyd zatrząsł się cały i stanął wryty jak winowajca. Oktawia blada i dumna przeszła koło niego i szybkim krokiem przebiegła ulicę, chcąc się oddalić co najprędzej. Placyd patrzał za nią przez chwilę z wyrazem gniewu, żalu, uwielbienia i groźby, a gdy oprzytomniał powoli, wówczas załamał ręce z wyrazem wściekłości na samego siebie.
— Ona pokona mnie zawsze, szepnął sam do siebie, ale cierpliwości, cierpliwości!
Było coś strasznego w wyrazie, z jakim wymawiał te słowa; gdyby Oktawia usłyszała je zadrżałaby może, ale ona była już daleko: jak ten, co uniknął niespodziewanego niebezpieczeństwa, uciekała czem prędzej lękając się zwrócić uwagi przechodniów, że w starannem ubraniu przebiega piechotą ulice miasta.
— Nie wiem czy panna Salicka zdawała sobie dokładną sprawę z niebezpiecznej gry, w którą się w dała: była to natura rzutka i śmiała, w każdym razie nie myślała się cofać i około ósmej godziny oczekiwała Lucyana.
Świetna panna umyślnie wybrała tę godzinę, sztuczne światło podnosiło gorącą bladość jej lica i nadawało oczom blask bardziej dojmujący; zresztą są uczucia, które się lękają dziennego świata, dla których lepiej przystoi przyćmiony blask lampy. Czekała ona młodego człowieka